top of page

 

 

 

 

 

Erwin Axer, twórca teatru intelektualnego - czy inteligenckiego - szczególnie
w latach siedemdziesiątych, kiedy święcił triumfy na kulturalnej mapie stolicy, stał się po latach bohaterem monografii Elżbiety Baniewicz pt. "Teatr słowa i myśli".

Do niej przede wszystkim warto sięgnąć (pomimo paru negatywnych opinii, z jakimi baniewiczowskie opracowanie spotkało się po wydaniu przed kilku laty).

Należy pamiętać, że sama autorka jest wiarygodnym źródłem wiedzy o teatrze Axera jako żywy świadek tego zjawiska (widz i asystent) oraz jego dokumentalista: podstawą wydania "Teatru słowa i myśli" była praca doktorska napisana przez Baniewicz pod opieką Andrzeja Żurowskiego

.

Axer odebrał wychowanie galicyjskie - w rodzinie dobrze wykształconej i równie dobrze sytuowanej, w duchu chylącej się ku końcowi monarchii Habsburskiej. Wyniósł z domu i z tej kultury dobre maniery, które towarzyszyły mu przez całe dalsze życie. Życie, które poprowadziło go pod znakiem "dobrej gwiazdy" - sam Leon Schiller miał mu zapewnić dostęp do studiów reżyserskich w Piście (ówczesnej warszawskiej szkole teatralnej)! Już ten fakt uczynił jego drogą elitarną, bowiem kształtowaną pod opieką jednego z wizjonerów polskiego teatru.

Choć początkowo odziedziczył po swym pedagogu zbliżony styl, z czasem odszedł od niego, aby poświęcić się stylistyce kameralnej i powściągliwej - odmiennej więc od tej, którą przypisujemy Schillerowi. W tej pierwszej fazie powstało jedno
z najznakomitszych osiągnięć axerowskich: "Kordian" z Tadeuszem Łomnickim
w 1956 roku. Odtwórca głównej roli miał się w późniejszych latach znaleźć
w zespole Teatru Współczesnego przy Mokotowskiej 13, określanym jako najlepszy zespół stolicy. Zarówno widzowie, jak i krytycy tamtego okresu wiedzieli, "jaki teatr być powinien",choć Axer miał nieopodal kilku konkurentów takich jak Adam Hanuszkiewicz na scenie narodowej.

Z wychowania lwowskiego domu wyniósł pokorę, której znaczenie wprowadził też do swojego artystyczne credo, czyli lojalności wobec autora tekstu literackiego. Spójność myśli literacko - reżyserskiej szła we Współczesnym w parze ze spójnością "najlepszego zespołu stolicy", z którym Axer wystawiał m.in. Brechta
i Mrożka. 

Dziś w Warszawie Axer ma własnego spadkobiercę, czyli Macieja Englerta, który poniekąd odcina się od swego mistrza jak tamten od Schillera: aby pokazać swój własny styl. Odrębność artysty leży przecież w naturze tej specyficznej profesji. Sam Englert szuka dziś po cichu swoich następców, którzy pewnie za dwadzieścia lat będą odcinać się podobnie od niego. Tym, co jednak łączy obu dyrektorów Teatru Współczesnego w stu procentach, to pokora. Pokora wobec dramatu
i wobec publiczności.

Piotr Hildt

Zachęcam do zapoznania się z fundamentalnymi tekstami dotyczącymi stylistyki Axera, Englerta i Teatru Współczesnego w Warszawie (poniżej i w drugiej części):

Erwin Axer o reżyserii  (1962)

 

Reżyseria nie jest zawodem niezbędnym w teatrze. Reżyseria właściwie nie jest w ogóle zawodem. Jest umiejętnością aranżowania przedstawień teatralnych, w których twórczą rolę odgrywają niejednokrotnie inni; autor, dekorator i przede wszystkim aktor.

Reżyseria nie wiąże się ze ściśle określoną dziedziną działania. Można być reżyserem, zajmując się li tylko sprawami organizacyjnymi w teatrze, można się zajmować wyłącznie aktorem, ograniczyć się do zagadnień muzyki i plastyki, albo też odgrywać rolę obecnego na próbach krytyka. Są to różne zawody i znając tylko jeden z nich można

w sprzyjających warunkach być reżyserem. Nawet twórczym. W niesprzyjających warunkach opanowanie wszystkich sztuk i wszelkich elementów teatru nie wystarcza. Umiejętność zorganizowania pomyślnych okoliczności należy zatem do podstawowych zalet reżysera.

Reżyserii we współczesnym rozumieniu słowa w dawniejszym teatrze nie było.

Co prawda teatr dawniejszy nie był teatrem we współczesnym znaczeniu. O takim teatrze możemy mówić dopiero w osiemnastym, zwłaszcza w dziewiętnastym udeku. Teatr grecki, elżbietański, czy też dworski teatr czasów Moliera, albo na przykład commedia dell'arte - te z dzisiejszą sceną miały nie więcej wspólnego, co żegluga fenicka z Cunard Line albo śpiewy rytualne na Bali z przedstawieniem w Operze Paryskiej. Z punktu widzenia pewnych podstawowych fenomenów istnieje niewątpliwe pokrewieństwo, wiele innych zjawisk ma odrębny charakter.

Szczególnego znaczenia nabrało stanowisko reżysera w ciągu ostatnich stu lat, mniej więcej od czasu działalności słynnego teatru meiningeńskiego. Trzeba w ogóle stwierdzić, że reżyseria jest w zasadzie wymysłem niemieckim. Pedanteria, łatwość podporządkowania się dyscyplinie, skłonność do teoretyzowania, słowem różne instynkty społeczne, właściwe temu narodowi, spowodowały, że wcześnie nie pozbawił on swoich aktorów, autorów, dyrektorów, rozmaitych funkcji i przywilejów, po czym jednocząc je wszystkie w jednym ręku stworzył funkcję reżysera odpowiadającego za całość spektaklu. Reformy i rewolucje teatralne dwudziestego wieku, sprzyjającego jak każdy okres przemian raczej autorytatywnej władzy aniżeli demokracji, umocniły dyktaturą reżysera.

Królestwo reżyserii może być królestwem z tego świata, może jednak, i bardzo często jest królestwem pozorów. Wielu reżyserów nie opanowało żadnej dziedziny teatru,

a niewielki dar mistyfikowania pozwala im przez całe lata utrzymywać pozory. Pracę ich (a raczej swoją własną) wykonują aktorzy, plastycy, dyrektorzy teatrów. Nie jest to zresztą zjawisko szczególnie szkodliwe dopóty, dopóki mistyfikatorzy nie próbują wejść

w uprawnienia artystów. Wtedy dopiero rozpoczyna się dramat. Nie przeraża to mistyfikatorów, którzy wiedzą, że zła reżyseria łatwiej się wyróżnia niż dobra. A o to przecież chodzi.

Złą reżyserię nazywamy inscenizacją. Jest to słowo raz modne, raz znowu niemodne. Obecnie modne. Inscenizacja jest wymysłem niemieckim w stopniu wyższym jeszcze aniżeli reżyseria. Jest wyrazem pychy właściwej ternu narodowi. Francuzi zawsze mówili o inscenizacji, że nic takiego nie istnieje. Obecnie, kiedy zmniejszyła się ilość dobrych sztuk pisanych przez Francuzów, próbują oni sami inscenizować kiepskie sztuki. Jak dotąd bez powodzenia.

Dobrzy autorzy francuscy, na przykład Ionesco, twierdzą, że nie tylko inscenizacja ale nawet reżyseria jest niepotrzebna. Również i reżyser. W pewnym sensie mają rację. Ich sztuki są bowiem umiejętnie skonstruowanymi scenariuszami, niejako z góry "wymyślonymi" przedstawieniami. Odczytanie takiej obmyślonej pod względem scenicznym sztuki wymaga tylko pewnej wrażliwości oraz znajomości elementów teatru. Realizacją może się zająć reżyser równie dobrze jak dekorator, gromadka wykwalifikowanych aktorów lub dyrektor teatru. Albo wszyscy razem. Nie potrzeba natomiast tego typu reżysera, który za wszelką cenę chciałby wtrącić swoje własne trzy grosze.

Reżyser, który koniecznie pragnie przemawiać we własnym imieniu szuka chętnie sztuk przestarzałych albo żle napisanych ł w ten sposób staje się jak gdyby autorem. Zjawisko piękne i pożyteczne, pomnaża bowiem dorobek dramaturgii, jeżeli reżyser staje się dobrym autorem. Inni reżyserzy są jak gdyby głównymi aktorami, koordynującymi i nawet czasem ożywiającymi twórczość aktorów. Inni jak gdyby głównymi dekoratorami lub kompozytorami. Widziałem znakomitego reżysera, który jest jedynie i wyłącznie wielkim baletmistrzem. Można być tym wszystkim, samemu nie umiejąc pisać, grać, malować, tańczyć, komponować, prowadzić teatru. Oczywiście lepiej jest umieć. Nie można jednak nigdy i nigdzie uciec przed elementami, z których reżyseria powstała i w które się obróci. Nie można zmyć skazy grzechu pierworodnego, znaków świadczących o tym, że na twórczość reżysera złożyły się cząstki odebrane innym.

Nie można też wymyślić, ani tym bardziej stworzyć w reżyserii niczego takiego, co wykraczałoby poza obręb elementów należących do cudzej sfery. Jeżeli rozbierzemy na części przedstawienie teatralne, pozostanie aktorstwo, dekoracja, czasami nawet tekst. Reżyseria rozpłynie się w nicości.

Dlatego właśnie widzowie tak często pytają, co to jest reżyseria i reżyser, dlatego zwierzchność traktuje reżyserów jako niewiadomą na przemian z pogardą i szacunkiem, dziennikarze piszą o nich co im się żywnie podoba, a kobiety z nieomylnym poczuciem realizmu i konkretu, lekceważą, przekładając ponad nich sportowców, krytyków, oraz uczącą się młodzież. Z tego powodu reżyserzy często są smutni. To ludzkie i nie powinno nikogo zrażać.

Na ogół jednak reżyser chodzi z zewnątrz odęty pychą, a wewnątrz przejęty strachem. Pychą, że jest najważniejszy, i strachem, że wszystko się wykryje. Brak mu pewności.

Niesłusznie. Coś, co nie istnieje - zawsze ma przeszłość i przyszłość. Czasami także teraźniejszość.

bottom of page