Portret Adama Hanuszkiewicza
jako dyrektora Teatru Narodowego (1968-1982)
- Barbara Osterloff -
W roku 1968 Hanuszkiewicz objął Teatr Narodowy, którym kierował do 1982. Sięgał tam przede wszystkim do klasyki polskiej, deklarując ambicję jej współczesnego odczytania, co w inscenizatorskiej praktyce oznaczało daleko idące ingerencje w materię tekstu. Powtarzał, że „robi teatr, a nie literaturę”, i demonstracyjnie posługiwał się bogatym instrumentarium teatru, w którym na równi ze słowem miejsce uprzywilejowane zajmowała muzyka oraz szeroko rozumiany ruch sceniczny (fechtunek, taniec czy pantomima). Tym właśnie Hanuszkiewicz wyróżniał się spośród innych świetnych inscenizatorów, tworzących w tamtym czasie swoje „teatry” o odrębnym stylu – i tym drażnił. Niewątpliwie jednak stworzył na narodowej scenie pewien repertuarowy kanon, w którym znalazło się miejsce dla naszych romantyków i Wyspiańskiego, a także dla autorów klasyki światowej, Shakespeare’a, Gogola, Calderóna.
Charakterystyczne dla tych inscenizacji były oryginalne obrazy-kody, w których skupiały się najlepsze, dla widza niezwykle atrakcyjne, elementy jego teatru. W Kordianie był to monolog Andrzeja Nardellego, stojącego na drabinie symbolizującej Mont Blanc, ale i scena z Zofią Kucówną śpiewającą „w imionniku wierszami kartę zapisaną” do muzyki na żywo, granej przez zespół Andrzeja Kurylewicza. W popkulturowej Balladynie aktorzy jeździli na motocyklach marki honda, a bitwę rozegrano przy pomocy zabawek mechanicznych. W Beniowskim Juliusza Słowackiego mieliśmy kabaretową formę zabawy w części pierwszej widowiska, brawurowo prowadzonego przez Adama Hanuszkiewicza w roli Narratora (zwracającego się wprost do widza, a nawet do… recenzentów), i przejmujący lament Zofii Kucówny – Matki Boskiej Poczajowskiej w „minorowej” części drugiej. Hanuszkiewicz nie pozwalał widzowi zapomnieć o tym, że znajduje się w teatrze, manifestacyjnie odsłaniał jego kulisy, nagi horyzont sceny, zwisające z góry sztankiety.
Po latach mówił o sobie jako o pierwszym polskim postmoderniście w teatrze, i jeśli przyjąć te słowa za myślowy skrót, a nie termin naukowy, okaże się, że miał swoje racje w przypadku tych przedstawień, które nosiły znamiona teatru autorskiego. Należało do nich widowisko pt. Norwid, w którym Hanuszkiewicz poezję połączył z fragmentami listów i pism, a liryk W Weronie śpiewała Wanda Warska. W przedstawieniu O poprawie Rzeczypospolitej, zrealizowanym na krótko przed wprowadzeniem stanu wojennego, pojawiły się teksty m.in. Frycza-Modrzewskiego, Skargi, Mochnackiego, Słowackiego, Mickiewicza, Żeromskiego, Piłsudskiego, służąc za materię dyskursu o polskich postawach obywatelskich i polskiej historii. W spektaklach według własnych scenariuszy Hanuszkiewicz, pocierając – jak by powiedział Jan Kott — tekst o tekst, tworzył osobny gatunek teatru, nie przez wszystkich zresztą akceptowany. Zagorzali przeciwnicy oskarżali reżysera o niszczenie literatury, efekciarstwo, bezmyślność, płaską publicystykę, ale miał też obrońców. Przede wszystkim publiczność, która „głosowała nogami”, wierna Hanuszkiewiczowi przez ponad czternaście lat jego dyrekcji, i pożegnała go owacją po ostatniej premierze – Śpiewnika domowego według Moniuszki. Dołączało do niej często także opiniotwórcze grono profesorskie skupione głównie w IBL-u (Stefan Treugutt, Maria Janion, Ryszard Przybylski, Jarosław Marek Rymkiewicz).
Duża część dorobku Hanuszkiewicza powstała w nieistniejącym już dzisiaj Teatrze Małym, który mieścił się w podziemiach budynku na tzw. Ścianie Wschodniej przy ulicy Marszałkowskiej (otwarty w 1973, szybko stał się jednym z ulubionych miejsc na mapie teatralnej Warszawy). Hanuszkiewicz tworzył tutaj teatr kameralny, w którym jego aktorzy, nie zawsze wykorzystani na głównej scenie (zespół liczył od kilkudziesięciu do stu osób), znajdowali pole do popisu. Inauguracyjna Antygona Sofoklesa, zrealizowana jako dyplom warszawskiej PWST, przyniosła ciekawy debiut Anny Chodakowskiej, związanej z Teatrem Narodowym do dzisiaj. Portret Doriana Graya Osborne’a według Wilde’a w reżyserii Andrzeja Łapickiego pokazał Warszawie inną początkującą aktorkę – Krystynę Jandę.
Do najlepszych premier należało przedstawienie Fedry Racine’a w przekładzie Artura Międzyrzeckiego, ze świetną rolą Zofii Kucówny. Ta Gabriela w reżyserii Andrzeja Łapickiego była z kolei popisem Ireny Eichlerówny, którą grała nie tyle Zapolską, co siebie samą, wielką artystkę i gwiazdę. Publiczność przychodziła tutaj przede wszystkim „na aktorów”, lecz ceniła sobie repertuar, sztuki m.in.: Jamesa Joyce’a (Wygnańcy), Stanisława Dygata (Jezioro Bodeńskie), Ireneusza Iredyńskiego (Maria. Miłość czysta), a także Kartotekę i Białe małżeństwo Tadeusza Różewicza (562 przedstawienia, najwięcej z wszystkich premier Teatru Narodowego za dyrekcji Hanuszkiewicza). Przebojem stał się też Miesiąc na wsi Turgieniewa w scenografii Xymeny Zaniewskiej. Zrealizował ponadto Hanuszkiewicz Dziadów część III. Ustęp z Krzysztofem Kolbergerem jako Gustawem-Konradem (po przedstawieniu Mickiewicz. Młodość była to druga z kolei część planowanego tryptyku). Te dwa teatry – teatr inscenizacji i kameralny teatr aktora – miały swoje apogeum w pierwszej połowie lat 70., i były bez wątpienia szczytowymi osiągnięciami Hanuszkiewicza jako aktora, reżysera i dyrektora w jednej osobie. Dyrekcja w warszawskim Teatrze Nowym (1989-2007) nie przyniosła już takich rezultatów, choć Hanuszkiewicz powracał do swojego repertuaru (m.in. Wyzwolenie Wyspiańskiego, Zapolska! Zapolska!, Kordian Słowackiego, Ballady i romanse wg Mickiewicza).
Warto odsłuchać:
Audycja radiowa pt. "Antologia Teatru Polskiego" (red. Anna Retmaniak), 1989 - rozmówcami Andrzej Wanat, August Grodzicki i Jan Kłossowicz
Warto obejrzeć:
Teatr Telewizji "Apollo z Bellac"
Przydatna literatura:
Filler Witold, Teatr Hanuszkiewicza
Dudzik Wojciech(red.), Świadomość teatru (w szczególności tekst autorstwa Adama Hanuszkiewicza)


Tadeusz Łomnicki
Urodził się 18 lipca 1927 roku w Podhajcach koło Lwowa – zmarł 22 lutego 1992 roku na scenie poznańskiego Teatru Nowego, podczas jednej z ostatnich prób Króla Leara. Absolwent Studia Teatralnego przy Starym Teatrze w Krakowie (1946) oraz Wydziału Reżyserskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie (1954, dyplom w 1965). Aktor teatrów: Miejskiego w Katowicach (1946-1947), Miejskich Dramatycznych w Krakowie (1947-1949) oraz warszawskich – Współczesnego (1949-1952, 1957-1974), Narodowego (1952-1957), Na Woli (1975-1981), Polskiego (1981-1982), Studio (1984-1988). Od roku 1988 nie był związany etatowo z żadnym teatrem, gościnnie występował w Dramatycznym, Powszechnym i Współczesnym. Był również znakomitym pedagogiem, w latach 1970-1981 pełnił funkcję rektora warszawskiej PWST.
Po raz pierwszy na planie filmowym pojawił się w 1946 roku, wcielając się w niewielką rolę Kuby w Dwóch godzinach Stanisława Wohla i Jerzego Wyszomirskiego (film wszedł na ekrany dopiero w 1957 roku). Pierwszą większą rolę – Lutka Kozłowskiego – zagrał w Piątce z ulicy Barskiej (1953) Aleksandra Forda, ekranizacji znanej powieści Kazimierza Koźniewskiego, a następnie – Stacha w debiutanckim filmie Andrzeja Wajdy Pokolenie (1954), opartej na książce Bohdana Czeszki, przedstawiającej losy grupki warszawskiej młodzieży związanej z lewicowym ruchem oporu. Ten film zwiastował koniec realizmu socjalistycznego w polskim kinie i zapowiadał nadejście Szkoły Polskiej. W jednym z sztandarowych filmów tego nurtu – Eroice (1957) Andrzeja Munka, w jej drugiej noweli Ostinato – lugubre, rozgrywającej się w realiach obozu jenieckiego, wcielił się w postać jednego z oficerów. Rok następny przynosi kolejną interesującą rolę – „Partyzanta” w Bazie ludzi umarłych (1958) Czesława Petelskiego, pełnej suspensu i dramaturgicznych zwrotów akcji opowieści rozgrywającej się w bazie transportowej gdzieś w Bieszczadach pośród grupy mężczyzn – życiowych straceńców, zajmujących się w niezwykle trudnych warunkach zwózką drewna.
Często grał w filmach rozgrywających się w czasie wojny lub w pierwszych latach po jej zakończeniu; był porucznikiem Janem w Pierwszym dniu wolności (1964) Aleksandra Forda, majorem Świętowcem w Potem nastąpi cisza (1965) Janusza Morgensterna, bohaterskim prezydentem Warszawy Stefanem Starzyńskim w …gdziekolwiek jesteś, Panie Prezydencie (1978) Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego, hrabią w Kluczniku (1979) Wojciecha Marczewskiego. Znakomitą kreację – podobnie jak i jego partnerzy – stworzył w Życiu raz jeszcze (1964) Janusza Morgensterna, toczącej się w pierwszych powojennych latach, pełnej dramatycznych zwrotów opowieści o trójce bliskich sobie ludzi – żarliwym komuniście (Tadeusz Łomnicki), polskim lotniku z RAF-u (Andrzej Łapicki) i młodzieżowej działaczce (Ewa Wiśniewska).
Rola Bazylego, lekarza z zawodu i perkusisty z zamiłowania, w Niewinnych czarodziejach (1960) Andrzeja Wajdy, fascynującej historii przypadkowego spotkania mężczyzny i kobiety, którzy przybierając wobec siebie pozę cynizmu i obojętności, tracą szansę autentycznego uczucia, pokazała, że również znakomicie czuje się w filmach o tematyce współczesnej. Potwierdził to w Rękach do góry (1967, premiera w 1981) Jerzego Skolimowskiego, rozrachunkowej opowieści rozgrywającej się podczas zjazdu absolwentów w dziesiątą rocznicę ukończenia studiów, wcielając się w postać o ksywie „Opel Rekord”. Oto grupa niegdysiejszych przyjaciół postanawia odwiedzić jednego z kolegów, który nie przybył na spotkanie. Nocna podróż towarowym pociągiem pełna jest alkoholu i wspomnień. Rano okazuje się, że przez całą noc wagon, do którego wsiedli, stał na bocznicy. Mocnymi głosami wobec opresyjnej rzeczywistości były role: reżysera Jerzego Burskiego w Człowieku z marmuru (1976) Andrzeja Wajdy, ordynatora Adama Ostoi-Okędzkiego w Kontrakcie (1980) Krzysztofa Zanussiego czy komunisty Wernera w Przypadku (1981) Krzysztofa Kieślowskiego.
Największą jednak popularność przyniosła mu rola Małego Rycerza w ekranizacji Pana Wołodyjowskiego (1969) oraz Potopu (1974) Henryka Sienkiewicza, dokonana przez Jerzego Hoffmana. Siedemnaście lat po śmierci aktora jeszcze doskonale pamiętano o tej kreacji, uznając ją za najlepszą w filmach historyczno-kostiumowych i honorując Złotą Kaczką (2009). W ankiecie tygodnika „Polityka” na najważniejszych aktorów polskich XX wieku Tadeusz Łomnicki zajął pierwsze miejsce (1998).
Andrzej Wajda, wspominając na łamach „Gazety Wyborczej” (2000) swoje i Łomnickiego początki, powiedział: „Gdy zaczynałem pracę nad Pokoleniem, nie miałem pojęcia o pracy z aktorem. Łomnicki dał mi zaraz na początku kariery szansę uzupełnienia mego wykształcenia. Przychodząc na plan, przeprowadził najpierw analizę postaci i wyznaczył poszczególne etapy rozwoju. Miał dar przewidywania zakończenia, będącego dramaturgiczną konsekwencją całości”.
Esej autorstwa Jerzego Armaty